wtorek, 18 lipca 2017

Pechowy Smutek....




"Wracałem. 
Tuż obok wytartej czasem ławki, w zielonej nadzieja-trawie, dostrzegłem SMUTEK.
 Krzyczał bezgłośnie w moją stronę. 
Pewnie zabrakło mu już głosu. Widocznie malowało się jego przemęczenie, fizyczne osłabienie. Pokonany niemocą niezdarnie chował udrękę.
Zagarnąłem go do siebie. 
Nie wiem czemu, ale zapragnąłem go po prostu przytulić, ogrzać jego smutek. 
Miał łzy w oczach, spoglądał niepewnie wokół. 
Ciągła tułaczka znużyła go.
Przygnębienie ciążyło mu zdecydowanie.
Próbowałem rozpalić ogień w kominku i w nim, ale mi się nie udało. Wiało zimno. 
Jak zwykle, stwierdziłem, za co się nie biorę, to mi nie wychodzi. 
Taki to już PECH ze mnie. 
Zasiedliśmy zatem przy zimnym kominku, 
bez ogrzewającego pomieszczenie i serca ognia.
SMUTEK i PECH."
/Lucyna Mijas/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz