środa, 3 lutego 2016

Kilka rzeczy, których nie powiedzą ci rodzice (a powinni)...





"Nosił wąsy, ale to był czas kiedy każdy nosił wąsy i długie włosy. Kiedy miał 21 lat zaczął pracować przy giełdzie. Siedział w papierach, robił przyzwoitą kasę, a ponieważ robota nudziła go jak cholera zaczął malować. Malowanie było znacznie ciekawsze niż giełda.
Poznał dziewczynę. Niezbyt ładną, dość przy kości, ale coś między nimi zaskoczyło. Była nauczycielką, ale akurat przyjechała do jego miasta ze swoją kumpelą. Jej rodzice byli dość naładowani, jej ojciec był sędzią.
Ślub, pierwsze dziecko, dziewczynka. On idzie pracować do banku. Rodzi się im syn. Praca przynosi sporo szmalu, kolejny syn. On ciągle maluje, czasami bierze nawet udział w wystawach.
I kiedy wszystko idzie całkiem nieźle gówno uderza w wentylator. Giełda robi bum, przyszedł europejski kryzys finansowy. Stracił sporo kasy, spojrzał w lustro i stwierdził że w wieku 34 lat czas zająć się tym czym najbardziej lubi. Czyli malarstwem.
Tak też zrobił. Narodziło się kolejne dziecko, przeprowadzka do innej chaty gdzie taniej, bo kasy generalnie nie było. Żona chodziła wkurwiona, przyzwyczajona do zupełnie innego standardu życia. Jej facetowi nagle się w dupie poprzewracało. Znalazła robotę jako nauczycielka i przeniosła się z dziećmi do rodziców.
On jeszcze tam pojechał, jeszcze usiłował walczyć o ich małżeństwo (wziął się za sprzedaż brezentu, co pokazuje do czego zdolni są mężczyźni dla kobiet), ale wykopała go za drzwi. Malował dalej, nikt za specjalnie nie chciał tego kupować ale z kumplami artystami nieźle się piło i generalnie wszystkie dupy były ich.
Pojechał do jednego z nich na dwa miesiące, pomalowali razem. Ale chata była niewielka więc jak to w życiu po czasie nawet najlepszy wspólokator zaczyna cię wnerwiać. Postanowił wrócić na swoje śmieci. Kiedy przekazał kumplowi tę informację (koniec chlania, koniec malowania) tamtemu coś jebnęło w instalacji i opierdolił sobie brzytwą kawałek ucha.
Na dodatek zawinął to ucho w gazetę i poszedł do pobliskiego burdelu. Wręczył je pani negocjowalnego afektu o imieniu Rachel i powiedział: popilnuj go.
Artysta potrzebuje więcej. Aby wiedzieć co tworzy. Obcięcie ucha nie pomogło. On i tak się zwinął, pojechał w objazd po nadmorskich wiochach, opychając malunki turystom. W końcu przeniósł się na Tahiti gdzie malował i stukał dupencję o 30 lat od niego młodszą.
Ten koleś nazywał się Paul Gauguin. Jego kumpel od ucha to Vincent van Gogh.
W lutym tego roku obraz Gauguina przedstawiający dwie młode Tahitanki sprzedano za 300 mln dolarów. Kupiła go katarska rodzina królewska.
Młodość jest intensywna
Moi rodzice są z innego świata, który nazwał się PRL.
Większość ich życia przypadała na czas, kiedy zarabiało się mało, ale do domu wracało o 16, były dwa kanały w telewizji, na dodatek czarno – białe, kupno szynki było wyzwaniem, a pomarańcze jadło się raz w roku. Mało kto za ich czasów wiedział co to jest depilacja, prawie nikt co to jest internet. Nie wiedzą więc tak do końca gdzie żyją teraz. Nie rozumieją sporej części świata, który się zmienił, Nie nadążają za nim.
Jeśli zaś nie rozumieli, nie mogli ostrzec. Bo ponoć dzieci nie można powstrzymać można tylko ostrzec. Są takie rzeczy, które chciałbym, żeby ktoś mi wyjaśnił kiedy miałem 20 kilka lat.
Teraz jesteśmy młodzi za chwilę będziemy starzy i nikt tego nie zauważy. Młodość jest fajna bo młodość jest intensywna. I możesz robić wtedy totalnie banalne rzeczy siedzieć na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę na przejściu dla pieszych i ta chwila będzie trwała w twojej pamięci przez lata.
I dekadę później możesz być na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę, która będzie jeszcze piękniejsza niż ta poprzednia i to już nie będzie to samo, bo zabraknie tej intensywności.
I to wspomnienie zamaże się, wymiesza, przetrawi, a później zostanie odłożone jakaś nieużywaną półkę do której nigdy się już nie zajrzy. Co najwyżej oglądając stare zdjęcia.
Młodość jest naznaczona tęsknotą. Bo tego nie da się powtórzyć. Tej inensywności, beztroski, słońca, opalonych kobiecych, nóg, uśmiechów i czekolady. Wiele razy słyszałem, że nasze życie w pewnym momencie przyspiesza. Że na początku jest gęste i upakowane, a później coraz rzadsze.
Chciałbym, żeby moi rodzice powiedzieli: staraj się wykorzystać swój czas, napakuj go intensywnie, naucz się cieszyć drobnymi rzeczami, to zaprocentuje w przyszłości, bo to małe rzeczy w ostatecznym rachunku dostarczają nam najwięcej przyjemności.
Chciałbym żeby mi powiedzieli: szkoła nie da ci dobrej pracy. Dobrą pracę daje wiedza.
A to nie to samo. To bardzo polskie – uczymy się dla stopni. Stąd bierze się to ściąganie, pisanie na zamówienie prac, te często bezsensowne doktoraty. Chcesz mieć dobrą pracę? Inwestuj w umiejętności, nie oceny. A jeszcze lepiej inwestuj w pasję.
Nic nie jest dane na zawsze
Przyjaźnie, które wydają się teraz wieczne – rozłażą się. Kobiety i mężczyźni odchodzą z naszego życia. Czasami z naszej winy – bo o to co masz trzeba dbać.
Czasami nie. Bo ktoś nas zdradził, nadużył naszego zaufania, nie traktuje nas z szacunkiem. Najważniejsze jest aby pamiętać to co te osoby dały nam dobrego. Nie dlatego, że im będzie z tego powodu lepiej. To nam będzie lepiej. Bo te osoby zbudowały nas takimi jacy teraz jesteśmy.
Rodzice nie powiedzieli mi: nie przywiązuj się do rzeczy. Bo za ich czasów rzeczy było mało a więc trzeba było je szanować.
A to tylko rzeczy. W generalnym rozliczeniu dostałeś/dostałaś je na chwilę. To, że coś jest porysowane oznacza, tylko tyle że ma rysę. Możesz to naprawić albo nie.
Nie warto więc się tym zadręczać.
I skoro już przy rzeczach jesteśmy: nie kupuj mieszkania na kredyt kiedy jesteś młody. Nic cię w życiu tak nie usztywni. Nic nie pozbawi cię tak bardzo kręgosłupa, jak świadomość że co miesiąc w zębach przez 30 lat musisz zanosić kasę do banku.
„Pracodawca, chcąc sobie stworzyć grupę pokornych niewolników, razem z umową o pracę powinien podstawiać do podpisania umowę kredytu hipotecznego. Takie dwa w jednym, wash & go. Wszyscy dostają to, czego chcą. A jaka oszczędność czasu. Czterdzieści lat pracy, czterdzieści lat spłaty kredytu. Trumna w promocji po spłacie.” (...).
Pożeracze badziewia
Kobieta była za chuda. I za drobna. Ale z całą pewnością była bardzo atrakcyjna. Była brunetką, miała duże oczy i pełne usta, przyzwoite nogi. Stanęła niedaleko mnie i w pewnym momencie powiedziała: nie mogłabym umówić z facetem, który jeździ Skodą. Znajomy gej, który był tuż obok wykrzyknął od razu: ja też!!!
Zamurowało mnie.
Nawet wiem, co oni chcieli przez to powiedzieć. Że postrzegany przez nich zespół cech charakteru, który posiadają nabywcy tego typu auta, jest dla nich nieatrakcyjny. Chcą czegoś bardziej oryginalnego, niebanalnego, zaskakującego.
Ale to potwornie głupie. I płytkie.
Nie wierz że chińska elektronika sprawi, że jesteś wart więcej. Nie wierz że jesteś wart mniej bo masz gorszy dostęp do konsumpcji: samochodu, telefonu, ubrania etc.
Nie dajmy się przerabiać na pożeraczy badziewia.
Zawsze będzie ktoś bogatszy od ciebie
I zawsze znajdzie się ktoś kto odniósł większy sukces. Po prostu. Tak skonstruowane jest życie. I w ostatecznym rozrachunku możesz się z tym pogodzić albo nie. Jeśli się pogodzisz będzie ci łatwiej.
Nadmiar przeszkadza ci wybrać
Wyobraź sobie, że stajesz przed szafą. Jesteś szczupłą kobietą o miodowych włosach, zielonych oczach, wystającym tyłku i nawet nie masz na tym tyłku cellulitu (no, prawie go nie masz).
W szafie masz w 50 par butów. Ile będziesz się zastanawiać nad wyborem? Ile razy będziesz je przymierzać? Ile razy zmieniać koncepcję?
Teraz stań przed tą samą szafą w której są tylko trzy pary. O ile szybciej podejmiesz decyzję? W minutę? W pięć?
Żyjemy w świecie, w którym jest nieograniczona liczba możliwości. Nasze życie stało się nieustannym poszukiwaniem. Najlepszych spodni, najlepszego samochodu, najlepszego proszku do prania, najlepszego partnera i laptopa.
Nie ta to inna, nie ten to następny. I zawsze, zawsze już po wyborze nachodzi nas wątpliwość: czy aby na pewno, to co wzięliśmy jest ok? A może gdzieś, jest coś lepszego? A może czegoś nie dostrzegliśmy? A może ta blondynka z pracy lepiej ciągnie (znam przypadek faceta, dla którego kluczowym argumentem przemawiającym za rozwodem był brak regularnego loda, nie nie jest półgłówkiem, tylko prawnikiem z całkiem dużą kancelarią).
Ten nadmiar, w pewnym momencie młodych ludzi usztywnia. Nie wybierają, bo boją się że zrobią źle. A życie polega właśnie na selekcji. W pewnym momencie trzeba sobie powiedzieć: niestety nie będę dobrym we wszystkim. Trudno. Skupię się na tym co najlepiej mi wychodzi i sprawia najwięcej przyjemności.
Rzeczy nie muszą być zrobione na 100 proc. Aby być skutecznym wystarczy 80 proc.
Możesz zacząć od nowa. Zawsze
To co zrobił Gauguin, czyli rzucił w pizdu wszystko i zaczął od nowa nazywa się w psychologii syndromem Gauguina. Sram na to jak się to nazywa. Ale Gauguin to przykład, że zawsze można zacząć od nowa.
Jest tylko jedna rzecz, którą trzeba wtedy przeczytać, bo napisana jest naprawdę drobnym drukiem.
Wszystko ma swoją cenę
Gauguin został światowej sławy malarzem, wykopcił wiele kobiet, niektóre z nich były mocno nieletnie co nie pomogło mu w karierze, obcował z najlepszymi malarzami swoich czasów.
Cena?
Zapłacił swoją rodziną..."
/Pokolenie Ikea/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz