"Jak wyglądałoby nasze życie gdybyśmy naprawdę świętowali wieczne życie,
a nie śmierć męczeńską?
Jak wyglądałoby nasze życie gdybyśmy przestali wierzyć w swoją małość, grzeszność
i plugawą naturę?
Jak zmieniłoby się nasze życie gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy do szpiku kości dobrzy?
Wrażliwi, współczujący, kochający.
I że to jest naszą naturą.
Kim byśmy byli wiedząc, że jesteśmy poczęci nie z grzechu, a z miłości i do miłości?
Kim byśmy byli wiedząc, że Bóg nie osądza?
Tylko kocha.
Zawsze.
Bezwarunkowo.
I że naprawdę nic nie możemy zrobić żeby Go rozczarować, obrazić, zranić czy zabić?
Kim byś był wiedząc, że nie zabiłeś Boga?
I że to nie Twoja wina, że się urodziłeś.
Ani Adama. Ani Ewy.
Że nic naprawdę nie musisz robić.
Odkupywać.
Przepraszać.
Żałować.
Pokutować.
Co jeśli Bóg kochałby Ciebie takiego jakim jesteś?
Co jeśli Ty kochałbyś Siebie takiego jakim jesteś?
Kim byśmy byli wiedząc, że On niczego od nas nie chce?
Ani kwiatków.
Ani modlitw.
Ani ofiar.
Pustych słów i gestów.
Ani tym bardziej poczucia winy, separacji, odzielenia, cierpienia.
Jakby to było gdybyśmy przestali wierzyć w Boga osądzającego, pamiętliwego, mściwego, surowego?
Bezdusznego.
Niezrozumiałego.
Odległego.
Tam gdzieś w dalekim Niebie szykującego już akta na nas na sąd ostateczny.
Boga kata.
Boga dającego wolną wolę, ale mówiącego skażę Cię na piekło i wieczne potępienie jak nie wypełnisz mojej.
Jakby to było gdybyśmy przestali zabijać w imię Boga, zaczęli kochać bez przykazań?
Jak by to było gdybyśmy zaczęli wierzyć w Boga takiego jak czujemy leżąc na majowej łące?
Takiego ze szczerbatym uśmiechem dziecka.
Tego co rano kawę przy łóżku stawia szurając kapciami.
Tego co wieczorem rękę na plecach położy i przytuli do włochatej piersi.
Tego co odbija się w pomarszczonej toni skąpanego w słońcu jeziora.
Tego co wprawia w ruch z doskonałą precyzją miliardy gwiazd, planet, komet i księżyców.
Tego który rodzi się z pierwszym krzykiem.
Tego co odchodzi z ostatnim westchnieniem.
Tego w sercu nie w książkach sprzed wieków, ciemnych obrazach, dusznych
ludzkich historiach w ociekających złotem wielbiących ubóstwo
kościołach.
Bóg to Ty.
I ja.
Krowa, drzewo i ptak.
Kim byś był wiedząc to?
Jak byś żył bez winy i odkupienia?
Bez kary i nagrody.
Bez sądu.
Bez piekła i nieba.
Z miłością,
która nie potrzebuje
uzasadnienia,
udowodnienia,
odkupienia.
Po prostu jest.
/Beata Kiewisz/