"I znowu nie udaje się ich położyć przed dziewiątą.
Wiercą się po tych łóżkach, przybierając dziwne pozy, wymyślają, co się da, żeby tylko zająć jeszcze kolejne minuty z i tak krótkiego wieczoru.
- Tato, poczytaj jeszcze...
- Tato, a opowiedz mi coś o rycerzach...
- I o koparkach też... może być o rycerzach w koparkach.
I siku nie chcą zrobić przed snem, bo nauczeni doświadczeniem wiedzą, że po powrocie do pokoju nie zastaną już zapalonego światła.
Opierają się tej nieuchronności losu stając na głowie, przewalając po łóżku w każdą możliwą stronę byle jak najdalej od drzwi.
I człowiek walczy z tą oporną materią, prosi, przekonuje.
A w końcu młodszy zmuszony do kapitulacji sięga po argument ostateczny:
- Tato, potrzymaj mnie za rękę, bo nie zasnę.
I potem człowiek siedzi w ciemnym pokoju na małym niewygodnym krzesełku wpatrując się w gasnący blask fluorescencyjnych gwiazdek na suficie. I trzyma w swojej nienaturalnie wygiętej ręce ciepłą małą dłoń.
I wpatruje z niedowierzaniem w swój dorosły zegarek, że już tyle czasu minęło, a przecież jutro znów trzeba wstać do pracy. I że znowu nie ma już prawie tego wieczoru dla siebie. Na różne poważne sprawy.
A potem, kiedy oddechy już się uspokoją i zapadnie cisza, człowiek nagle myśli sobie, że przecież dla nich zegarki nie są ważne. Że dziewiąta, dziesiąta to abstrakcyjne pojęcia.
Że oni łapią się kurczowo tego kończącego się dnia, bo może to był po prostu dobry dzień i nie chcą, żeby się skończył.
Że może obecność taty lub mamy będzie jego najlepszym zakończeniem.
I myśli sobie też człowiek, że przecież zaraz przestanie być tatą - zostanie "ojcem", "starym", mniej chętnie wpuszczanym do pokoju.
I że będzie tęsknić za chwilami, kiedy był tak bardzo komuś potrzebny.
Więc siedzi dalej w tym ciemnym pokoju - nagle całkiem spokojny - starając się zachować tę chwilę w pamięci.
Na czasy, kiedy będzie inaczej...."
/.../
- Tato, a opowiedz mi coś o rycerzach...
- I o koparkach też... może być o rycerzach w koparkach.
I siku nie chcą zrobić przed snem, bo nauczeni doświadczeniem wiedzą, że po powrocie do pokoju nie zastaną już zapalonego światła.
Opierają się tej nieuchronności losu stając na głowie, przewalając po łóżku w każdą możliwą stronę byle jak najdalej od drzwi.
I człowiek walczy z tą oporną materią, prosi, przekonuje.
A w końcu młodszy zmuszony do kapitulacji sięga po argument ostateczny:
- Tato, potrzymaj mnie za rękę, bo nie zasnę.
I potem człowiek siedzi w ciemnym pokoju na małym niewygodnym krzesełku wpatrując się w gasnący blask fluorescencyjnych gwiazdek na suficie. I trzyma w swojej nienaturalnie wygiętej ręce ciepłą małą dłoń.
I wpatruje z niedowierzaniem w swój dorosły zegarek, że już tyle czasu minęło, a przecież jutro znów trzeba wstać do pracy. I że znowu nie ma już prawie tego wieczoru dla siebie. Na różne poważne sprawy.
A potem, kiedy oddechy już się uspokoją i zapadnie cisza, człowiek nagle myśli sobie, że przecież dla nich zegarki nie są ważne. Że dziewiąta, dziesiąta to abstrakcyjne pojęcia.
Że oni łapią się kurczowo tego kończącego się dnia, bo może to był po prostu dobry dzień i nie chcą, żeby się skończył.
Że może obecność taty lub mamy będzie jego najlepszym zakończeniem.
I myśli sobie też człowiek, że przecież zaraz przestanie być tatą - zostanie "ojcem", "starym", mniej chętnie wpuszczanym do pokoju.
I że będzie tęsknić za chwilami, kiedy był tak bardzo komuś potrzebny.
Więc siedzi dalej w tym ciemnym pokoju - nagle całkiem spokojny - starając się zachować tę chwilę w pamięci.
Na czasy, kiedy będzie inaczej...."
/.../
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz