"Wiecie, w czym ludzie się gubią? W kumplostwie. Przywiązanie to łatwa sprawa. Czasy dzieciństwa uzmysłowiły mi, że człowiek jest w stanie przywiązać się nawet do martwego chomika. Tak, tak, przez cztery dni nie miałam odwagi powiedzieć rodzicom, że zdechł, żeby go czasem nie wyrzucili.
Z łóżkiem jest zresztą podobnie. O ile nie sypiasz z młotem pneumatycznym, to prędzej czy później się zgracie. Zwłaszcza, jak oboje umiecie słuchać i rozmawiać, a seks nie jest dla Was tylko o...dhaczaniem na ślepo orgazmów. Ale kumplostwo? Kumplostwo to już jest sztuka.
Kumplostwo jest wtedy, kiedy możesz zabrać swoją dziewczynę na mecz, a po meczu zobaczyć z nią Iron Mana. Kiedy rozumie, co to znaczy, że wychodzisz dzisiaj z kumplami, a jak zadzwonisz w środku nocy pijany, to poda Ci numer na najtańszą taksówkę, zamiast drzeć się w słuchawkę, że palancie, od dzisiaj szlaban na seks.
Kumplostwo jest też wtedy, kiedy Twój facet nie przewraca oczami na kolejną historię o kretynce Baśce, pomoże Ci czasem wybrać tę nieszczęsną sukienkę i – gdy spalisz kolację – przypomni Ci, że nie tylko od gotowania macie w kuchni ten pieprzony blat.
Bo kumplostwo to zrozumienie. Akceptacja. Wzajemny luz. Znajomość i poszanowanie potrzeb. Cudzych, nie tylko wciąż własnych.
I nie ma, że jeden z elementów da się czymś łatwo zastąpić. Możecie dodać sobie do nich na przykład hajs albo wspólną słabość do sushi, ale odjąć żadnego raczej niepodobna.
Popatrzcie zresztą, jaki to banał... Miłość jako łóżko, przywiązanie, kumplostwo. Proste, nie? A w praktyce wykładamy się na tym jak żaba na lodzie. I największym błędem nie jest to, że nam ta zabawa w miłość wcale nie wychodzi, tylko że staramy się łatać brak jednego z elementów pierwszą lepszą wymówką. Łóżko jest słabe? No ale przecież chłopak się stara. Właściwie, to za nim nie tęsknię? No bez przesady, za matką też zwykle nie tęsknię. Jest moim facetem, ale na pewno nie kumplem? Spoko, kumpli mam pod dostatkiem.
To ja Ci powiem, że guzik w takim razie masz.
Dlatego usilnie będę powtarzać Wam jedno: w związkach można iść na kompromisy. W miłości – nigdy."
/Joanna Pachla/
Kumplostwo jest też wtedy, kiedy Twój facet nie przewraca oczami na kolejną historię o kretynce Baśce, pomoże Ci czasem wybrać tę nieszczęsną sukienkę i – gdy spalisz kolację – przypomni Ci, że nie tylko od gotowania macie w kuchni ten pieprzony blat.
Bo kumplostwo to zrozumienie. Akceptacja. Wzajemny luz. Znajomość i poszanowanie potrzeb. Cudzych, nie tylko wciąż własnych.
I nie ma, że jeden z elementów da się czymś łatwo zastąpić. Możecie dodać sobie do nich na przykład hajs albo wspólną słabość do sushi, ale odjąć żadnego raczej niepodobna.
Popatrzcie zresztą, jaki to banał... Miłość jako łóżko, przywiązanie, kumplostwo. Proste, nie? A w praktyce wykładamy się na tym jak żaba na lodzie. I największym błędem nie jest to, że nam ta zabawa w miłość wcale nie wychodzi, tylko że staramy się łatać brak jednego z elementów pierwszą lepszą wymówką. Łóżko jest słabe? No ale przecież chłopak się stara. Właściwie, to za nim nie tęsknię? No bez przesady, za matką też zwykle nie tęsknię. Jest moim facetem, ale na pewno nie kumplem? Spoko, kumpli mam pod dostatkiem.
To ja Ci powiem, że guzik w takim razie masz.
Dlatego usilnie będę powtarzać Wam jedno: w związkach można iść na kompromisy. W miłości – nigdy."
/Joanna Pachla/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz