"Różnica
między nami była taka, że byłam dla niego zabawką,
po którą się sięga w
wolnej chwili,
on dla mnie - dziełem sztuki, które podziwiałam.
Kiedy
jemu nie chciało się wstać z kanapy, żeby wziąć mnie w dłonie,
ja byłam
gotowa przejechać tysiące kilometrów, żeby go zobaczyć.
Mimo, że nie
wolno było dotykać, bo to eksponat.
On czasami rzucił parę dobrych słów w
moim kierunku, czasami nie, bo przecież
wolał milczeć.
Ja pisałam o nim całe eseje i myślę,
Ja pisałam o nim całe eseje i myślę,
że z tego
zafascynowania gotowa byłam pisać na jego temat doktorat,
a nawet robić
profesurę na podstawie badań jego pokrętnej osobowości,
którą
studiowałam każdej nocy.
W końcu zrozumiałam tę różnicę i bardzo dobrze
wiedziałam,
że takie zabawki jak ja,
wykonane dokładnie i precyzyjnie, o
które się odpowiednio dba
- w końcu też stają się dziełami sztuki.
Muszą tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie.
Wśród
odpowiednich ludzi.
Wreszcie zjawiły się osoby,
które wyciągnęły mnie z
kąta zaniedbania, żeby docenić na "Akademii Sztuk Pięknych".
A on? Cóż.
Odsłaniają go raz na jakiś czas, żeby inni mogli podziwiać,
ale we mnie
już nie wzbudza zachwytu.
Zbyt dobrze wiem co się kryje pod grubą
warstwą przepięknych odcieni farb.
Białe płótno.
Dostępne w każdym
sklepie na rogu"
/Aleksandra Steć/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz