środa, 27 marca 2019

(bez) zachwytu


 
"Różnica między nami była taka, że byłam dla niego zabawką, 
po którą się sięga w wolnej chwili, 
on dla mnie - dziełem sztuki, które podziwiałam.
 Kiedy jemu nie chciało się wstać z kanapy, żeby wziąć mnie w dłonie,
 ja byłam gotowa przejechać tysiące kilometrów, żeby go zobaczyć. 
Mimo, że nie wolno było dotykać, bo to eksponat. 
On czasami rzucił parę dobrych słów w moim kierunku, czasami nie, bo przecież wolał milczeć.
Ja pisałam o nim całe eseje i myślę, 
że z tego zafascynowania gotowa byłam pisać na jego temat doktorat,
 a nawet robić profesurę na podstawie badań jego pokrętnej osobowości,
 którą studiowałam każdej nocy. 
W końcu zrozumiałam tę różnicę i bardzo dobrze wiedziałam,
 że takie zabawki jak ja, 
wykonane dokładnie i precyzyjnie, o które się odpowiednio dba 
- w końcu też stają się dziełami sztuki. 
Muszą tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. 
Wśród odpowiednich ludzi. 
Wreszcie zjawiły się osoby,
 które wyciągnęły mnie z kąta zaniedbania, żeby docenić na "Akademii Sztuk Pięknych". 
A on? Cóż. 
 Odsłaniają go raz na jakiś czas, żeby inni mogli podziwiać, 
ale we mnie już nie wzbudza zachwytu. 
Zbyt dobrze wiem co się kryje pod grubą warstwą przepięknych odcieni farb. 
Białe płótno.
 Dostępne w każdym sklepie na rogu"

/Aleksandra Steć/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz