"Ludzie
często pytają mnie dlaczego kogoś nie mam.
Że wybrzydzam, że mam za
wysokie wymagania albo, że nie dopuszczam do siebie ludzi.
Oceniają mnie
w ogóle mnie nie znając.
Ale to tak wcale nie jest.
I zupełnie nie o to
chodzi.
Nie narzekam na brak zainteresowania i nie mam problemów z
nawiązywaniem kontaktów,
wręcz przeciwnie.
Czy skreślam ludzi szybko?
Nie wiem, może rzeczywiście coś w tym jest.
Ale raczej nazwałabym to
"wycofem",
dlatego by nie dawać komuś złudnej nadziei na to,
że coś może
być.
Że coś kliknie, jak nie klika. U mnie się to nie sprawdza.
Po kilkunastu latach relacji, związków, dłuższych i krótszych człowiek po
prostu wie,
nie tyle czego chce ale czego nie chce i blokuje się na
amen.
Jest taki piękny cytat w filmie Sara "Kobieta, wie kto jest
jej mężczyzną".
I to jest święta prawda.
I zawsze mówię, że bym
chciałam poznać kogoś, kto mnie po prostu zmiecie z powierzchni ziemi.
Że się pojawi a ja pomyślę "O - oł, zaczynają się kłopoty".
Nie
wymuskanego księcia na białym koniu, bo mnie samej do księżniczki
daleko,
ale prędzej żabę z charakterem.
Takiego lodołamacza, który
wpadnie do mojego życia z czekanami i roztrzaska lód w moim sercu.
Lód, który powstawał przez lata.
Przez mężczyzn roszczeniowych.
Niezdecydowanych Piotrusiów Panów.
Mężczyzn którzy chcieli mnie
ograniczyć.
Którzy mieli wyidealizowany obraz mojej osoby w głowie.
Którzy za wszelką cenę chcieli mnie później zmieniać, chcąc bym
wpasowała się w jakiś ich szablon, ale nie patrząc na to ze zakochali
się we mnie właśnie takiej jaka byłam i jakie życie prowadziłam.
Mężczyzn - dzieci, których wiecznie trzeba prowadzić za rączkę.
Awanturników.
Furiatów.
Zazdrośników.
Przewrażliwionych na swoim punkcie obrażalskich.
Szukających wrażeń na boku.
Lodołamacza, który będzie chciał się przedrzeć przez cały ten syf i
bałagan,
który w sobie noszę i doskrobać się do mnie prawdziwej.
Chciałabym mieć kogoś z kim będę malować napisy na murach, demolować
miasto nocą, wychodzić na dach, karmić kaczki w parku.
Kogoś dzięki komu
może pokocham znienawidzone święta.
Kogoś przed kim nie będę musiała na
non stopie czegoś udowadniać.
Spinać się.
Tłumaczyć się z czegoś.
Kogoś
kto zrozumie, że nie zawsze mogę iść gdzieś z nim, że nie mogę go
zabrać,
że muszę być gdzieś sama.
Ale na tyle dojrzałego, żeby wiedział,
że i tak do niego chcę zawsze wracać.
Kogoś o kogo będę mogła dbać i
być mu potrzebna,
bo ja najbardziej na świecie czuje się spełniona jak
mogę o kogoś dbać.
Kogoś przy kim będę chciała być lepszym
człowiekiem.
Kogoś kto będzie potrafił nade mną zapanować.
Kogoś kto
pozwoli mi mieć swój własny świat.
I też będzie miał swój - a nie będzie
we mnie zapatrzony jak w obraz święty.
Kogoś komu będę chciała spojrzeć
w oczy i powiedzieć: "Chodź ze mną człowieku".
Kogoś z kim będę mogła
iść ramię w ramię i stąpać tak twardo,
że za nami będzie tylko ziemia
pękała.
Kogoś kto będzie moim huraganem i równocześnie spokojem.
Kogoś z
kim będę chciała zaszyć się na tydzień nie wychodząc z łóżka,
wyłączając telefony.
Kogoś dla kogo będę najlepszą przyjaciółką.
Kogoś
kto swoje sukcesy może świętować beze mnie przed całym światem,
ale ze
mną będzie w swoich chwilach zwątpienia i słabości i będzie "ten mój".
Kogoś kto będzie zaczynał powroty do domu od słów: "wiesz.. muszę Ci coś
opowiedzieć."
Kogoś na tyle cierpliwego co da radę ze mną wytrzymać
i
nie zrezygnuje przy pierwszej przeszkodzie i na tyle wrażliwego dla
którego ja będę siłą.
Kogoś przy kim nigdy nie będę miała wątpliwości, a
on sam nie będzie się musiał za mnie wstydzić. Kogoś szczerego.
Kogoś
przy kim będę się czuła "lekko".
Kogoś za kogo nie będę musiała na non
stopie myśleć.
Kogoś kto pozwoli mi być kobietą. Kogoś kto mi nigdy nie
da powodu bym odeszła.
Kogoś kto będzie moją ulubioną osobą.
Kogoś przy kim nie będę się bała być matką i chciała po prostu stworzyć
rodzinę,
której nigdy nie miałam.
Z kim będę miała psa i jeżyka....
I
wspólne współrzędne geograficzne.
Kogoś.
Tego kogoś.
/W.N./
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz