"Chyba każdy, choć raz w swoim życiu kochał. Tak prawdziwie i mocno.
Do bólu i do utraty tchu.
I nie mówię o przelotnych miłostkach i
cotygodniowych zakochiwaniach nastolatek w błękicie oczu, tudzież innych
wdziękach obiektu westchnień.
Myślę o miłości. I tej dojrzewającej
niekiedy latami,
i tej, która potrafi spaść na nas jak przysłowiowy grom
z jasnego nieba.
O takiej miłości, która na zawsze zmienia nasze i
czyjeś życie.
Nie zawsze jest łatwa. Czasem przynosi więcej
cierpienia niż przyjemności. Ale zawsze uczy.
I jeśli nawet nie jest
taka jak oczekiwaliśmy, to poznajemy cały wachlarz emocji, który do tej
pory był dla nas całkowicie obcy. Niezależnie od tego czy jesteśmy razem
do końca życia, czy tylko chwilę, to już nigdy nie będziemy tacy sami.
Często jest tak, że się rozstajemy, mówimy, że sama miłość nie
wystarczy. A może po prostu nie starcza tej miłości na wszystkie cechy
naszego partnera? Może jesteśmy w stanie kochać i akceptować tylko
niektóre? Może cała reszta nie powoduje w nas gorących uczuć?
Czy wtedy
to jeszcze miłość?
Są takie poranki, kiedy budzisz się obok
kogoś. Za oknem jest jeszcze szarawo.
Patrzysz jak śpi obok ciebie, jak
spokojnie oddycha. Przyglądasz się ukochanemu profilowi, włosom na
poduszce, rysy twarzy są teraz tak spokojne i zrelaksowane.
Bezszelestnie dotykasz ciepłej skóry, delikatnie gładzisz łuk bioder.
Twoje gardło dopada wzruszenie. Ściska i dostaje się do oczu wywołując
łzy. Kiedy powoli spływają, w kącikach ust czujesz słonawy smak
szczęścia.
Myślisz tylko o tym, że chcesz, żeby było tak zawsze, że nie
wyobrażasz sobie bez niej życia. Twoje myśli biegną ku wspólnej starości
i modlisz się o to, aby umrzeć pierwszy, bo przecież nie przeżyjesz bez
niej ani sekundy, nie przeżyjesz jej odejścia.
Żyjecie razem,
jecie wspólne śniadania, może nawet obiady, kochasz ten perlisty śmiech i
niezdarność w kuchni. A potem niepostrzeżenie coś się zmienia. Wy?
Życie was zmienia?
Praca, ludzie? Nie śpieszysz się już tak bardzo do
domu, pewne rzeczy zaczynają cię denerwować, inne od dawna doprowadzają
do szału. Patrzysz w te oczy, które wciąż jeszcze kochasz i
zastanawiasz się czy tam, pod nimi kryją się te same myśli, co u ciebie.
Trochę cię to martwi,
ale odsuwasz to na bok. Jest tyle rzeczy do
zrobienia. Nie ma sensu zajmować się głupotami.
Kiedy budzisz się
nad ranem, tylko zerkasz na zarys sylwetki obok ciebie i sięgasz po
telefon.
Może są jakieś ważne wiadomości? A jak nie ma, to zawsze można
ich poszukać w internetach. Potem pospiesznie wypijasz kawę i wybiegasz z
domu.
Zapomniałeś powiedzieć: cześć.
Aaa, trudno, napiszesz potem smsa,
jeśli nie zapomnisz, bo to ważny dzień w firmie.
Ale przecież
nadal się kochacie.
Tak długo już jesteście razem. Kiedyś ktoś zapytał,
za co kochasz właśnie ją. Jak to, za co?
No, tak po prostu się kogoś
kocha.
Tak po prostu? A może po prostu się do niego przyzwyczaja?
Przeganiasz to od siebie. Głupie myśli.
Przeganiasz je na bardzo długo. A potem budzisz się nad ranem.
Jest
szarawo, nawet dzień jeszcze dobrze się nie obudził. Łóżko obok ciebie
jest puste.
Sen jeszcze chyba z ciebie całkiem nie wyszedł, bo sięgasz
ręką na poduszkę obok.
Jednak pusta. Wtedy następuje otrzeźwienie.
Przecież jest pusta już od dawna.
Coś dopada twoje gardło, znów ten
ścisk. Ale jakiś zupełnie inny niż dławiące uczucie szczęścia sprzed
jakiegoś czasu. Za to znów pojawiają się łzy. To niesamowite, że smakują
zupełnie inaczej niż pamiętny smak łez miłości. To nieprawda, że są
gorzkie. Ale faktycznie jakoś zupełnie inaczej doprawione. Wycierasz je
wierzchem dłoni, nie chcesz czuć ich w ustach. Zastanawiasz się.
Czy to
tęsknota za kimś, kogo utraciłeś?
Dopada cię przerażenie. Nie.
Nie ma w tym tęsknoty. To tylko samotność.
Przytłacza cię pustka, nie
brak tego kogoś. Uświadamiasz sobie, że kiedyś nie chciałeś bez niej
żyć, chciałeś umierać pierwszy, żeby nie być bez niej ani chwili.
Czujesz zimny pot na karku, bo teraz nie zależy ci nawet na tym czy
jeszcze żyje.
Człapiąc do łazienki przypominasz sobie rzucone
przez kogoś pytanie o powód miłości.
Wiesz już, że musi jakiś być. Nie
kocha się tak po prostu.
Kocha się za spojrzenie, uśmiech, ton głosu, za
to jak rozwiązuje problemy,
za nielubienie budyniu i za to, że nawet
zupę lubi jeść pałeczkami.
Wiesz już, że coś przeoczyliście.
I bardzo zazdrościsz tym, którzy potrafią patrzeć uważnie przez całe życie...."
/Anna Świąć/