"Osłabł przymus przebywania z ludźmi.
Jako młodziak byłem histerycznie
towarzyski.
Może zresztą to wynikało ze specyfiki czasów, wszak moja
nastoletniość przypadła na okolice stanu wojennego, specjalnie nie było
nic do roboty, więc bardzo często spotykaliśmy się z przyjaciółmi. Wtedy
jeśli chciało się z kimś zadawać, trzeba było się z nim widzieć, bo
wirtualnych komunikatorów nie było.
Więc myśmy się wszyscy bez przerwy
widzieli. (...)
Teraz nie trzeba się widzieć, by być w towarzystwie.
Przyglądam się pokoleniu moich córek i myślę, że oni wszyscy mają wielki problem z przyjaźnią. Wydaje się im, że nawiązują trwałe relacje, ale to ułuda.
Przyglądam się pokoleniu moich córek i myślę, że oni wszyscy mają wielki problem z przyjaźnią. Wydaje się im, że nawiązują trwałe relacje, ale to ułuda.
Bo nie wystarczy napisać do siebie kilku wiadomości na
fejsie.
Przyjaźń to obowiązek i wysiłek, który polega na tym, że ja
ruszam dupę i zmierzam do jakiegoś miejsca i ten drugi też rusza dupę i
zmierza do tego samego miejsca.
Proszę „miejsce” rozumieć metaforycznie,
ale nie cybernetycznie.
W internecie się go nie znajdzie."
/Andrzej Saramonowicz/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz