"Od dwóch tygodni intryguje mnie ktoś, z kim nie rozmawiam,
a bardzo bym chciała
- po postu nie wiem jak.
Nie zamieniłam z nim słowa,
a wyobrażałam już sobie jak z zamkniętymi
oczyma leżę spokojnie w zgięciu jego ramienia. (...) Szeptał mi coś do
ucha, a ja się uśmiechałam, zostałam obdarowana całusem w głowę.
I to
było piękne, przez chwilę poczułam się tak, jak powinien czuć się
człowiek, którym chcę być.
I wtedy zrozumiałam... miłość jest suką, ale
leczy rany.
Jak kolagen na zmarszczki - wypełnia pęknięcia i głębokie
blizny po swoich pazurach.
Po tych wszystkich cierpieniach, po części
zadanych przez miłość,
po części przez życie, zrozumiałam, że nikt nigdy
w życiu nie kochał mnie tak,
jak potrzebowało tego moje zbolałe serce i
klęcząca na kolanach dusza.
Zawsze było nie tak, za płytko, zawsze
śmierdziało toksycznością.
A chcę z nim inaczej - chcę naprawdę i chcę
tak, jak pragnę.
Tylko nie jestem dobra w pierwszych krokach, nie mam
odwagi na zaczynanie...
Myślę, że to jest współczesna tragedia
- w tym
zimnym świecie mieć w sercu ciepła tyle co słońce,
miłości jak morze, a
nie móc nikogo nią obdarować.
I płonąć w tym cieple, tonąć w głębinach
miłości."
/K. Bagieńska/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz